Dieta zmieniająca rysy :))))
To ja na zdjęciu w odstępie 10 lat. Po lewej 40-tka, po prawej 50-tka.
Ile ja cudów nie wymyślalam całe swoje dorosłe życie, żeby być szczupłą, bez brzucha jak beczki i żeby móc kupić ciuchy bez potrzeby przykrywania rubensowskich kształtów.
Dopiero konkretny program, przed którym tak się broniłam, bo nie wierzyłam, że może pomóc, zrobił mega robotę i wywalił w kosmos 24 kilogramy!
Gdybym wtedy miała te kapsułki, które dzisiaj robią tak spektakularny progres i dodają turboodrzut do programu….
No ale zrobiłam to. Zaczęłam w wieku 46 lat mój poważny i prawdziwy proces. Przestalam na własną rękę eksperymentować i dałam się poprowadzić komuś, kto wiedział co zrobić.
Najlepsze jednak było to, że zabrałam się za siebie dopiero wtedy, kiedy już nie mogłam chodzić, czyli nie sama tusza była dla mnie motywacją, a dramatyczny stan zdrowia.
Dlatego rozumiem kobiety, które całymi latami nie potrafią się zmibilizować mimo wewnętrznego płaczu tam głeboko w sercu, że nie widzą w lustrze tego, o czym marzą.
Dzisiaj żałuję tylko tego, że zamiast mądrze zadbać o siebie zanim rozwinęły się problemy, czekałam do ostatniej chwili, kiedy już było bardzo źle.
Ze wszystkiego można wyjść. Ja wygrałam i każda z nas wygrywa, kiedy stawia siebie na pierwszym miejscu. Wiem, że to jest trudne, ale niezbędne. Nikt oprócz mnie nie ma interesu w tym, abym była zdrowa, szczupła i szczęśliwa. Bo nikt – mąż, matka, dziecko – nie siedzi we mnie i nie czuje tego co ja.
Komentarze