Dzień 3 z nowymi kapsułkami
No i znów zaczynam gównianym tematem, ale wypróżnianie to jest bajka. Oboje z mężem mamy wrażenie, że pozbywamy się ton złogów i ta lekkość jest fenomenalna. Ale nie wszystko jest takie kolorowe.
Dziś w nocy obudziłam się, nie wiem o której, ale było mi tak niedobrze, że powoli przypominałam sobie gdzie jestem, gdzie kapcie, co pierwsze zrobić gdy będę musiała lecieć wymiotować. Czułam się strasznie, a nic takiego nie zjadłam, po czym miałoby mi być niedobrze, poza tym kolację, a raczej podwieczorek jadłam około 18:00 i nic więcej już.
Cierpię więc i strasznie się męczę na prawym boku, a boję się ruszyć, żebym w razie czego zachowała siły do biegu do muszli klozetowej. Czuję jakiś ruch w brzuchu, potem w jelitach i myślę sobie, co za gadzina tam łazi… I nagle wszystko ustało, a ja zasnęłam spokojnie. Rano za to od razu do łazienki, bez kawy, bez zbędnych ceregieli, szybko, gładko, jak po maśle. Na mój gust wszystko się pięknie reguluje i sprząta.
Idziemy na spacer z mężem na plażę. Ja czuję się cudownie, mąż też aż do chwili, gdy usiedliśmy przy molo. Mąż zaczął spazmatycznie zaciskać pięści i przez około 10 minut wstrząsały nim boleści w jelitach. Mówił, że też ma uczucie, że coś mu tam łazi. Po czym tak nagle jak się pojawiło, tak nagle zniknęło.
Wróciliśmy do domu i mąż udał się do łazienki. Po powrocie stwierdził, że w życiu się tak dobrze nie czuł po zrobieniu tzw dwójki. OK, koniec z tym tematem. Zmiana…
Jedzenie – zauważam, że mąż też je mniej i przestał „sznupać” po kuchni. Nadal wszystko mu smakuje, ale je, bo jest pora na posiłek, a nie że głodny jest. No i koniec 3 dnia. Papa ☺️
Recommend0 recommendationsPublished in HKKW Dziennik
Komentarze